„Mamy dorosłe dzieci i prawie trzydziestoletni staż małżeński. Mąż zajmował dość eksponowane stanowisko w administracji terenowej. Zmiany zachodzące w kraju, które oboje akceptowaliśmy okazały się dla nas dramatyczne. Najpierw mąż stracił pracę, potem zlikwidowano mój zakład. Stanęliśmy w obliczu nędzy. O dziwo, ja słaba kobieta dostosowałam się do nowej rzeczywistości dużo szybciej i łatwiej. Mimo pięćdziesiątki na karku znalazłam atrakcyjną pracę w zagranicznej firmie. Doceniono moje doświadczenie, umiejętności -awansowałam i już dwukrotnie byłam na szkoleniu w Austrii. Tymczasem mąż popadał w coraz większą depresję. Pewnego razu zadzwoniła siostra z pytaniem, czy nie znam kogoś, kto zająłby się sprzedażą kwiatów ze szklarni jej znajomej. Zastanawiałam się, której z sąsiadek to zaproponować, gdy nieoczekiwanie mąż oznajmił, że się tym zajmie. Ubrał się błyskawicznie i pojechał pod wskazany adres. Wrócił uszczęśliwiony.
Nastąpiła w nim metamorfoza. Wstaje o 4 rano, pędzi do szklarni, pomaga ciąć kwiaty, a następnie wiezie je na targ. Zwykle ustawia się niedaleko kościoła i potrafi handlować do wieczora. Zdarza się, że pracodawczyni dzwoni po 22. i on pędzi na pomoc. Uważam, że trzeba się szanować. Zygmunt jest ekonomistą i często słyszę ironiczne uwagi znajomych na jego temat. Czy nie powinnam zatelefonować do właścicielki szklarni i poprosić o zwolnienie męża z pracy?”
Uważa pani, że dostosowała się i zrozumiała nową rzeczywistość, podczas gdy nadał myśli pani starymi kategoriami. Cóż w tym złego, że ekonomista zajmuje się sprzedażą kwiatów? Oczywiście, lepiej byłoby, gdyby pracował w swoim zawodzie, ale jest jak jest i obrażanie się na fakty nie ma sensu.
Radzę zbyć milczeniem uwagi znajomych. Mąż doświadczył czym jest bezrobocie dla mężczyzny w sile wieku. Nic dziwnego, że szanuje pracę. Nawet jeśli będzie wykorzystywany, nie powinna pani wywierać żadnej presji. Najwyżej delikatnie zwrócić mu uwagę. W żadnym wypadku nie telefonować do szefowej.